Zapraszam Was serdecznie na nowy wpis dotyczący rozszerzania diety. W tej części piszę o naszych doświadczeniach.
Pamiętacie zapewne poprzednie wpisy, wiecie jakie są oznaki gotowości do rozszerzania diety, jak robić to bezpiecznie i jakie płyną korzyści z tego procesu dla rozwoju mowy. Jeśli chcecie sobie przypomnieć lub nie mieliście okazji przeczytać wcześniejszych części to serdecznie zapraszam:
NASZ PIERWSZY RAZ…
Nasza przygoda rozpoczęła się ok. 7-go miesiąca życia Frania. Wybraliśmy metodę BLW. W dniu ukończenia 6-ciu miesięcy Franio nie siedział jeszcze sam na tyle stabilnie, aby bezpiecznie wprowadzać posiłki, dlatego spokojnie dałam mu troszkę czasu. Jakieś 3 tygodnie później mogłam go już trzymać w pozycji pionowej na moich kolanach. Na stół wjechał dorodny brokuł.
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Brokuł jest o tyle wdzięcznym warzywem, że łatwo go złapać i przyjemnie rozpływa się w ustach. Na początku Franio sprawdzał co da się z nim zrobić. Nie muszę chyba podpowiadać, że brokuł był wszędzie tylko nie w buzi. Mały badacz przyglądał się co się stanie, gdy zgniecie czy wyrzuci warzywko, ale próbował także trafić nim do buzi i jeeeeeeest! UDAŁO SIĘ! pierwszy kontakt z językiem, chwila konsternacji, – ups to nie mleko ale… fajnie pachnie,- tak sobie pewnie pomyślał, bo nie wypluł…. od razu… po kilku próbach było więcej brokułu w buzi niż wokoło. Coś wypluł, coś połknął, ale to było świetne doznanie sensoryczne. Kolejna część nowego świata do odgadnięcia. Co bardzo ważne – brokuł jadłam także i ja, bo jak już wiemy, dziecko uczy się przez naśladownictwo i obserwacje otoczenia i poza tym… milej się je w towarzystwie. To był nasz PIERWSZY RAZ. Kolejne próby miały miejsce podczas spożywania posiłków przeze mnie czy męża. Dlaczego piszę próby? bo pierwsze posiłki nie są po to, aby się najeść czy zjeść odpowiednią ilość ml wg tabelki żywieniowej, a po to by umiejętność poznawania świata ustami, wielokrotnie ćwiczona na zabawkach czy przedmiotach dorwanych na podłodze, przenieść na jedzenie. Dla Frania to był kolejny fragment rzeczywistości którego się uczył. Wiemy także, że podstawą żywieniową do ukończenia przez dziecka pierwszego roku jest nadal mleko. Rozszerzanie diety to powolne zaznajamianie z posiłkami stałymi.
Jak wiadomo maminy talerz jest pyszniejszy… dlatego jedliśmy razem. Etap początkowy nie trwał u nas długo, po 2-3 tygodniach łasuch usiadł w swoim krzesełku do karmienia, miał swój talerzyk lub kładłam jedzenie na blacie, jadłam przodem do niego, tak aby widział dokładnie co robię. Od samego początku obok leżała łyżka, by chwycił po nią kiedy przyjdzie na to pora. Ponieważ ja miałam sztućce to dałam je też Franiowi, sam zdecydował kiedy chce ich użyć – przecież widział jak. Efekt był taki, że około 9-10 m-ca życia Franio potrafił jeść łyżeczką, w swój przesłodki sposób. Przez kolejne miesiące doskonalił tę umiejętność, dołączył także widelec.
Z kasz robiłam kostki i kulki, by były wygodne dla małej rączki, lub gotowałam je na tyle gęste, by oblepiły się łyżki, którą Franio sam próbował włożyć do buzi. W pobliżu stał też zawsze kubek diody z wodą, który mu podtrzymywałam. Ten krzywy kubek jest o tyle wygodny, że nie trzeba go mocno przechylać i nie obija dziecku o nos i czoło, kiedy z niego pije. Często do kubka wlewałam domowe koktajle czy jogurt, by w ten sposób ćwiczyć picie z kubka otwartego. Gęste płyny nie wylewały się ogromnym strumieniem, kiedy Franio go przechylał. Jeśli mowa o piciu – zawsze w pobliżu wzroku syna stawiam bidon z wodą, by napił się kiedy tylko najdzie go ochota.
W poprzedniej części pisałam Wam także o tym, dlaczego kubek otwarty, a nie kubek niekapek jest znacznie lepszy dla rozwoju Waszego dziecka.
NO I POSZŁO…
Jak już wspomniałam, Franio na początku jadł z mojego talerza. Moje porcje nie były solone, nie przeszkadzało mi to totalnie, a co więcej poczułam prawdziwe smaki warzyw. Czy wiecie jaka pyszna jest pietruszka? nie wiedziałam, że jest taka słodka. Przygotowywałam warzywa głównie na parze, ale i w piekarniku czy z wody, kasze, makarony, owoce, mięska – wszystko „na zdrowo” -tym samym dieta naszej całej rodzin stała się o niebo lepsza. Nikomu nie gotowałam osobno, wszystko razem. Ktoś może powiedzieć, że jedzenie bez soli nie ma smaku i jest jałowe. Otóż tak nie jest, ponieważ istnieje masa aromatycznych ziół, które podkreślają smak potrawy i może je zajadać także dziecko. Nie czarujmy się jednak, jeśli ktoś całe życie solił to może mu być ciężko zrezygnować z niej tak nagle. Mój mąż dosalał sobie na swoim talerzu i problem rozwiązany. Zauważyłam jednak, że teraz nie soli potraw tak mocno jak kiedyś, chętnie korzysta z naszej przyprawy „zioła zamiast soli„. Oczywiście sól też jest potrzeba naszemu organizmowi, jednak we wszystkich produktach jest już jej tak dużo, że dosalanie nie ma żadnego uzasadnienia zdrowotnego. Ale tu nie o tym…. wracając do naszych doświadczeń, – produkty wprowadzałam pojedynczo i obserwowałam reakcje organizmu synka. Nie ociągałam się jednak zbyt mocno z proponowaniem nowych smaków. Franio był bardzo zaciekawiony każdym posiłkiem i produktem, jego fakturą i smakiem. Na szczęście jakieś okropne alergie nas ominęły. Choć kokos nie okazał się dla nas korzystny. Owoce to była ogromna miłość. Kiedy pojawiły się owoce sezonowe to dopiero był szał. Na talerzu starałam się układać różne propozycje pokarmów, tak aby dziecko miało wybór na co ma ochotę.
Mam to szczęście, że w naszym ogrodzie rosną porzeczki, agrest, borówki, maliny, jeżyny, poziomki i truskawki. Ponieważ chciałam się przygotować na zimę, a z naszych krzaków regularnie były pożerane przez Frania, to kupowałam ich masę ze sprawdzonego źródła. Jedliśmy je także prosto z krzaka, brud nam nie straszny, bo i nie mieszkamy przy ruchliwej ulicy. Stykając Frania z bakteriami (racjonalnie) buduję także jego odporność. Jak wiemy sterylne wychowanie dzieci nie jest korzystne. Zadziwiała mnie mocno ciekawość i otwartość na smaki tego małego smyka. Mamy na działce dwa krzaki jagody kamczackiej, masa dobrodziejstwa w jednej borówce, ale cierpkie tooooo jak nie wiem…. a jak widać na załączanym obrazku Franiowi smakowało….. i tylko patrzył czy jest więcej.
W lipcu, zeszłego roku, Franio skończył rok,
a na 13 m-cy chodził już sam, teraz dreptał do poziomek i malin, które ubóstwiał, kiedy miał na nie ochotę. Uwielbiam ten okres roku! Nie miałam żadnego problemu z jego apetytem, bo nie miałam także ciśnienia na to, by koniecznie coś jadł i nie drżałam o zjedzoną ilość. Badania krwi były dobre, pięknie się rozwijała, wiec nie miałam powodu do paniki. Ważne jest także to, że Franio jadł kiedy tylko chciał, nie tworzyłam mu sztucznego planu pięciu posiłków dziennie. Dlaczego? ponieważ był karmiony piersią na żądanie, ten sam schemat dotyczył posiłków stałych. Na regulację przyjdzie jeszcze czas. Chcę podkreślić to, że zawsze szanuję jego NIE. Jeśli nie chce teraz jeść, nie ma ochoty na więcej to kończymy posiłek. Sam podbiega do mnie gdy jest głodny, a akurat w tym momencie nie jemy. Nie daje Franiowi kupnych słodyczy, kształtuję w nim dobre nawyki żywieniowe. Wiem, że kiedyś na pewno z nimi się zetknie, tego nie uniknę, ale póki mogę, dbam o jego brzuszek i wiem, że w ten sposób pracuję na to, by nie objadał się sklepową chemią w przyszłości. Pewno od czasu do czasu coś zje, jednak mamusine wypieki z miodem, syropem klonowym czy daktylowym są znacznie smaczniejsze.
CO Z ODKRZTUSZANIEM?
Pewnie że się pojawia, ale tak jak pisałam Wam w jednej z części, to nie jest nic złego, a naturalny odruch. A nawet zdrowy objaw tego, że dziecko samo sobie radzi z pokarmem. Zadławienie nigdy się u nas nie pojawiło, dzięki temu, że Franio ZAWSZE je w pozycji pionowej.
ORGANIZACJA POSIŁKÓW…
Co nam było potrzebne do dobrego zorganizowania posiłków? Sztućce, kubek, bidon, śliniak, gorsze ciuchy dla mamy, pies pod krzesełkiem, większa ilość jedzenia z boku, aby dołożyć gdy omsknie się ze stolika na podłogę i mop w pobliżu. W ciepłe dni altana była naszym azylem jedzeniowym. Ehhh…. Wiosno przybywaj… tak miło się je na zewnątrz… Korzystam z przepisów z różnych blogów i książek o których pisałam Wam tutaj KLIK oraz improwizuję, eksperymentując samodzielnie 🙂
NASZE WYJŚCIA…
Jak wygląda BLW u znajomych albo w restauracji? Biorę ze sobą jedzenie dla Frania w pojemniczku lub proszę o warzywa na parze w niesolonej wodzie. Skubnie także coś z naszych talerzy. Paczka mokrych chusteczek, śliniak w torbę i jest wszystko elegancko. Teraz Franio je sztućcami, więc nie ma też problemu z bałaganem. Z resztą szybko załapał, że jedzenie trafia do buzi a nie na podłogę. Chyba, że Franio już pojadł, a mama jeszcze nie i tak sobie umila czas oczekiwania ;p Wszystkie wesela które mieliśmy, spotkania rodzinne, wyjścia do znajomych przebiegają w miłej atmosferze, bo Franio bierze czynny udział w naszej biesiadzie. Wybiera sobie ze stołu na co ma ochotę, zazwyczaj są to zdrowe rzeczy. Franio jest już dużym kawalerem (prawie 21 m-cy), dlatego jak ma ochotę na coś, co jest np. bardzo ostre lub ma trochę więcej soli, to też mu pozwalam, bo sam zdecyduje czy wypluje czy zje. Nie jest to codziennie, więc spróbować może, oczywiście z głową. Problem jest tylko z kitraniem mojej kawy ;p ale przekonuje go, że jego koktajl jest znacznie pyszniejszy ;p
Na zdjęciach możecie zobaczyć nasze pikniki, wesela, pierwsze święta Wielkanocne, przystanki w drodze do dziadków, mieszkających 600 km od nas, oraz pierwszy wigilijny barszcz. Ponieważ jestem także wokalistką i czynnie biorę udział w różnych eventach, to wspólne jedzenie w przerwie spektaklu także nie jest nam straszne. Pyszny urodzinowy tort musiał być sprawdzony przez solenizanta, dlatego powstał z myślą o nim 🙂 a więc zdrowo i kolorowo 🙂
Wesele cioci Pauliny 🙂
zakupy w Ikea? nie ma problemu 🙂
występ mamy? z głodu nie umrzemy
tort urodzinowy! PYCHA 🙂
piknikiiiiiiii! jupi!
Wielkanoc 2017 🙂
barszczyk wigilijny! zaraz cię złapie! 🙂
KOMENTARZE INNYCH…
Oczywiście nie obyło się bez komentarzy otoczenia 🙂 moja mama, nieco nieufnym wzrokiem, patrzyła na nasze poczynania, mówiąc, że to jakaś nowomoda. Z czasem sama się przekonała, że to niezwykła wygoda, kiedy dziecko samo wybiera to na co ma ochotę, ile chce zjeść, nie trzeba namawiać samolotami „za mamusie” „za tatusia” i nie trzeba gonić za dzieckiem z jedzeniem, szanując jego NIE. Franio jest ciekawy smaków, choć ma też swoje ulubione potrawy, ale i produkty których nie lubi (niewiele). Te, które nie lubi także kładę czasem na talerz, bo być może kiedyś polubi- tworzę mu okazje. Znajomi podchodzą do naszego systemu jedzenia z ogromną ciekawością i zauważają jego plusy. Moja mama sama powiedziała po ostatnich świętach, że woli gotować coś dla Frania niż dla nas lub wnuczek, bo on z apetytem zje. Doceniła nasze podejście do szanowania wyborów jej wnuczka.
MOJE DYLEMATY…
Żeby nie było tak różowo…. Miałam chwile zwątpienia…. Idą zęby… Franio nic nie je… w mojej głowie panika…. A co jak będzie anemia…. A co jak spadnie na wadze…. Pik- zapaliła się czerwona lampka, uspokój się kobieto! Wróć do lektury książki… uff… uratowana… przecie jak mi coś dolega, to też nie mam apetytu… OK wróciłam na prawidłowe tory…
O nie…. Znowu…
Franio ok. 14 miesiąca tak jakby zaczął mniej jeść, w porównaniu z tym jak wciągał wcześniej. I znowu myśli: co robię źle… może nie trafiam w pory jego głodu i częściej woła o pierś. Znowu dylematy…. Już chciałam biegać za nim z miską zupy, wciskać….STOP KOBIETO.. I znowu z pomocą przychodzi książka… rozwiewa moje wątpliwości, dziecko coraz lepiej chodzi, świat jest w zasięgu jego ręki, SAM może wszędzie dotrzeć… kto by tam myślał o jedzeniu, jak tyle jest do zobaczenia. Jadł faktycznie mniej ale nie nic, tyle ile mu w tym momencie potrzeba, przecież mleko jest dla niego idealne, badania ok, waga ok wiec wyluuuuuzuj kobieto, taki okres przejściowy, a to czy to mało czy dużo to tylko TWOJA SUBIEKTYWNA OPINIA.
Był taki czas, że Franio jadłby najchętniej banany na śniadanie, obiad i kolacje, wszystko inne nie, nie, nie… znowu czerwona lampka… co robię źle? Bach, książka w dłoń i wertujemy… jest…. no cóż bywa, że ma na to większą ochotę lub potrzebuje takich witamin, które dostarcza mu np. banan. Teraz to był banan za chwile może być chleb czy zupa pomidorowa. Uspokój się, on wie czego potrzebuje jego organizm. Przecież się nie zagłodzi. Człowiek ma swój instynkt przetrwania, który nie pozwoli się wygłodzić. ZAUFAJ.
Jak widzicie, książka była w moich rękach bardzo często… ratowała mnie w chwilach zwątpienia i nie pozwoliła przejąć kontroli nad wyborem Frania. Jakie są tego…
…EFEKTY….
To fascynujące, widzieć, że to co pisały autorki ma odzwierciedlenie w naszym dziecku, miały kobity łeb. Wszystko co tam przeczytałam widzę u mojego syna. Dałam mu wybór, a teraz odcinam kupony. Dietę zaczęliśmy rozszerzać 14 m-cy temu, ale już widzę korzyści płynące z metody BLW.
Co z rozwojem mowy? Franio gada jak papuga, chętnie nazywa pokarmy, ma bogaty słownik z kategorii dotyczącej jedzenia. Pięknie radzi sobie z kawałkami pokarmu, posługuje się sztućcami, pije z bidonu i z kubka otwartego. Sam mówi, że je „jak dzik” haha. Kiedy zaczynaliśmy, to ledwo miał jednego zęba, teraz ma ich dużo więcej i doskonale sobie radzi z odgryzaniem i żuciem. (Bezzębne dziąsła nie są żadnym przeciwwskazaniem, są twarde i rewelacyjnie poradzą sobie z każdym kawałkiem.) Widzę, że jego artykulatory wykonują świetne ćwiczenia przy okazji jedzenia. Znajomi są pod wrażeniem niektórych dźwięków, które potrafi wydobyć, co świadczy o ogromnej pracy jakiej wykonały jego mięśnie. Więcej będę mogła powiedzieć z biegiem czasu, ale wiem, że to był świetny wybór, bo zostawiłam WYBÓR Franiowi.
Wszystkie korzyści o których pisałam w poprzednich częściach widzę u mojego syna. Nie piszę tego po to, aby chwalić się jaki to mój syn jest super. Absolutnie, daleka jestem od stawiania go na piedestale. Chcę Wam tylko pokazać, przez nasze doświadczenia, że naprawdę warto zaufać dziecku… i mimo, że będziecie mieć dylematy i chwile zwątpienia, bo ja także je miałam, to nie poddajcie się… pracujecie na to, by w spokoju patrzeć na rozwój Waszego dziecka. BLW daje wiele korzyści, dla mowy Waszego dziecka, dla Waszych spokojnych posiłków, zjedzonych RAZEM, i dla Ciebie – MAMO- abyś nie musiała wymyślać osobnych posiłków i podwójnie stać przy garnkach.
Co nam jest potrzebne?
LUZ, CIERPLIWOŚĆ, PIES LUB MOP I ZAUFANIE
Do dzieła! 🙂 powodzenia 🙂