Mity, prawdy i półprawdy, Okiem logopedy

PEDIATRA a LOGOPEDA? o kompetencjach słów kilka…

Dzisiaj przygotowałam dla Was kilka słów, poprzedzających kolejną część z cyklu MITY, PRAWDY I PÓŁPRAWDY. Są one wprowadzeniem do artykułu w którym powiemy o hasłach:

Ma czas do 3-go roku życia

Ma czas, rozgada się

Każde dziecko ma swój czas

Jedno szybciej chodzi, inne szybciej mówi

Poczekajmy, dajmy mu czas

czas, czas, CZAS, CZAS, no własnie….

Często słyszymy np. od pediatry, któremu zgłaszamy niepokoje co do mowy naszego dziecka, że ma czas i się rozgada czy też poczekajmy do 3-go roku życia. Pojawia się jednak spory znak zapytania na co mamy czekać? my – logopedzi mocno walczymy z takimi hasłami. Dlaczego?

Cenię sobie wszystkich dobrych lekarzy, każdej specjalizacji. Uważam, że mają ogromną wiedzę, a czas spędzony na nauce i ich doświadczenie jest niepodważalne. Aktualnie studiuję neurologopedię, na której to mamy zajęcia z wieloma lekarzami. Za każdym razem opada mi szczęka, gdy słyszę jak bez problemu posługują się terminologią medyczną, czy jakie maja bogate doświadczenie i praktykę lekarską. Nad tym nie ma co dyskutować – są specjalistami w swoim fachu, tego nikt nie podważy. W tym wymagającym zawodzie jest masa specjalizacji, skupiających się na konkretnym elemencie naszego ciała m.in. laryngolodzy, chirurdzy, okuliści. Wśród lekarzy, o różnym kierunku działania, są też pediatrzy, którzy tak naprawdę muszą wiedzieć o małym człowieku wszystko, hmm… STOP to znaczy, może inaczej……, MY – RODZICE  tak to widzimy. Musimy jednak pamiętać, że my – dorośli, korzystamy nie tylko z porady lekarza rodzinnego ale z wielu innych specjalistów, oczywiście kieruje nas (lub nie) do nich lekarz pierwszego kontaktu. Zwróćmy uwagę też na to, ile razy sami szukamy wizyt prywatnych u specjalistów, bez sugestii lekarza rodzinnego… często. Mały człowiek jest znacznie bardziej wymagającym pacjentem, ze względu na to, że dynamicznie się rozwija. Dlatego ja – jako RODZIC, nie wymagam od pediatry by wiedział wszystko na temat dziecka, a gdy spotkam takiego, który uważa, że jednak wszystko wie, to weryfikuję to i tak u konkretnych specjalistów. Powiedzmy, że w pewnych kwestiach moje zaufanie do pediatry jest ograniczone. Kiedy zatem idę do pediatry? – Kiedy podejrzewam jakąś infekcję, zbliża się termin szczepienia, kontroluję ZDROWIE malucha, stawiając się na kolejne bilanse czy kiedy dziecko JEST CHORE.

Jeśli zastanawiam się czy u mojego dziecka nie pojawia się asymetria czy jakiś inny problem ruchowy, to wybieram się do fizjoterapeuty.
Kiedy zastanawiam się nad tym, czy dziecko dobrze ssie pierś to idę do dobrego doradcy laktacyjnego.
Kiedy zbliża się czas rozszerzania diety, korzystam z porad dietetyka.
Pewnie domyślacie się do czego zmierzam? Kiedy niepokoi mnie mowa dziecka, idę na konsultacje do logopedy. No dobra, ja nie idę, bo sama nim jestem ;p Tym samym chcę powiedzieć, że w zakresie diety, mowy czy fizjoterapii, pediatrzy (nie wszyscy) oczywiście mają jakąś wiedzę, ale bardzo PODSTAWOWĄ, często mocno nieaktualną. Musimy też pamiętać o tym, że nie da się człowieka podzielić na kawałki tj. troszkę dla pediatry, troszkę dla logopedy, troszkę dla psychologa itp. współpraca pomiędzy tymi specjalistami musi być bardzo mocna. Logopedia to nauka interdyscyplinarna. Pracujemy z żywym człowiekiem, do którego potrzebujemy opinii całego zespołu. Ponieważ ta współpraca często nie wygląda najlepiej, a pediatrzy nie widzą potrzeby kierowania dzieci do logopedy przed trzecim rokiem życia, to tak często, my – logopedzi, musimy walczyć z powtarzanymi mitami.

Ja raczej zapytam: na co dziecko ma czas? Aby dostać diagnozę czy aby zacząć działać? Są pewne normy rozwojowe, których powinniśmy się trzymać, z odpowiednimi widełkami tolerancji rzecz jasna. Mowa jest procesem a nie umiejętnością zdobywaną skokowo.

Nie chce aby ten artykuł miał jakiś negatywny wydźwięk w temacie pediatrów, bo jako rodzic chylę przed nimi czoła, że potrafią wysłyszeć to i owo w płuckach naszych dzieci, zobaczyć infekcję górnych dróg oddechowych itp. Jeszcze bardziej jednak chylę czoła przed tymi, którzy znają swoje granice kompetencji i śmiało wysyłają na konsultacje do odpowiednich specjalistów. Nie myślcie, że dbam tym sposobem o prace dla wielu kolegów po fachu i siebie. Paradoksalnie właśnie „kopie pod sobą dołek”, bo idąc w odpowiednim czasie na konsultację, często można uniknąć długiej terapii, z której tak naprawdę logopeda miałby stały dochód. Dlaczego napisałam „kopie pod sobą dołek” w cudzysłowie? Bo zawód logopedy jest pracą z drugim człowiekiem, obowiązuje nas etyka zawodowa i moralność, jeśli ktoś jest logopedą i traktuje swój zawód jak każdy inny dochodowy biznes, to szybko powinien zmienić nastawienie lub pracę…. Nie chodzi o ogromne pieniądze a o dobro dziecka.

Dlaczego więc o tym mówię? Bo nie ma na co czekać, konsultacja może pomóc nam szybko zareagować, gdyby pojawiły się jakieś trudności i zweryfikować nasze obawy. Czekanie do magicznego 3-go roku życia dziecka, o którym często słyszymy u pediatry, może odciągnąć problem w czasie, ale i nawarstwić go.

W tym miejscu pragnę też zaznaczyć, że to, że dziecko ma problem z mową, to NIE JEST CHOROBA sama w sobie, jest objawem jakiegoś zaburzenia. Nie trzeba nam lekarza, aby zbadał mowę, a specjalisty, który całe swoje życie zawodowe poświęca tematowi mowy, czyli LOGOPEDA. BO LOGOPEDA TO NIE LEKARZ, TO TERAPEUTA, podobnie jak psycholog, pedagog itp. Mowy nie trzeba leczyć, tylko skonsultować i wprowadzić odpowiednie działania czy terapię.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *